Dlaczego pomaganie może być kłopotliwe, a niekiedy niewykonalne?

Szansa na udzielenie pomocy przez świadków nagłego wypadku spada wraz z liczbą obserwatorów. Często w towarzystwie innych ludzie popadają w apatię (bystander apathy), stają się biernymi widzami rozgrywającej się sceny. Daje to niepokojący obraz społeczeństwa znieczulonego na potrzeby tych, którzy potrzebują pomocy - ludzi, którzy spieszą załatwiać swoje sprawy obojętni na proszących. 

Najczęściej tłumaczy się to zjawisko rozproszeniem odpowiedzialności w grupie, które polega na tym, że im więcej jest obecnych osób potencjalnie mogących zareagować - tym niższe poczucie osobistej odpowiedzialności każdego z nich za udzielenie pomocy. Każdy sądzi, że ktoś inny powinien to zrobić i w efekcie pomocy nie udziela nikt.

Gdybyśmy byli jedynymi świadkami danej sytuacji, prawdopodobnie zareagowalibyśmy od razu, poprawnie definiując sytuację i uznając, że pomoc jest potrzebna. Jednak w grupie, zwłaszcza zachowującej się obojętnie - znajdujemy się w polu wewnętrznego konfliktu - między chęcią udzielenia pomocy, zmniejszenia cierpienia potrzebującego a potrzebą zachowania "tak jak inni", konformistycznie


Marian Konarski (Marzyn), Obojętność 
(tusz, gwasz) 1954

Gdy nikt nie zwraca uwagi

Zjawisko to określane jest jako kumulacja ignorancji, albo inaczej "niewiedza wielu", i polega na uruchomieniu się procesów informacyjnego wpływu społecznego. W przypadku sytuacji nieustrukturalizowanej, w której trudno nam dokonać oceny tego co się właściwie dzieje i czy pomoc jest rzeczywiście potrzebna - mamy skłonność do orientowania się na innych i sprawdzania na podstawie ich reakcji jaki jest status zdarzenia. Cialdini nazywa to "społecznym dowodem słuszności". Jeśli nikt nie reaguje - sądzimy, że sytuacja tego nie wymaga i także nic nie robimy. Problem polega na tym, że inni także potrzebują społecznego dowodu, oglądają się na resztę uczestników i także wysnuwają fałszywy wniosek, że nie trzeba nic robić. W rezultacie konsekwencji wszyscy wokół zachowują się tak, jakby nie poruszyło ich zdarzenie (Cialdini 197: 127-128). Kumulacja ignorancji polega więc na tym, że każdy z uczestników uznaje, że skoro inni nie reagują, to znaczy, że sytuacja nie wymaga reakcji. W tym czasie jednak "niebezpieczeństwo może osiągnąć rozmiary, przy których - gdyby nie obojętność innych - samotna jednostka już dawno zdecydowałaby się na interwencję" (Darley, Latané 1968).

Problematyczna obecność innych

Oznacza to, że pojedyncza osoba wykazuje się zazwyczaj lepszą orientacją w sytuacji, gdy nie jest poddawana presji obecności innych. Badania przeprowadzone w latach 80. XX w. przez Johna M., Darleya i Bibba Latané pokazują, że jest większe prawdopodobieństwo, że ofiara wypadku otrzyma pomoc od samotnego świadka niż od grupy osób. Badacze aranżowali różne problematyczne sytuacje wymagające interwencji, np. dym wydobywający się spod drzwi pokoju, atak padaczki   

W większości przypadków gdy sytuacjom tym przyglądała się pojedyncza osoba - reagowała ona bezbłędnie, przyjmując na siebie odpowiedzialność za podjęcie interwencji. Gdy świadków było więcej - liczba prawidłowych reakcji spadała - pomoc nie była udzielana. I tak, "student dostający ataku padaczki w 85% przypadków otrzymywał pomoc ze strony samotnego obserwatora, choć pomoc nadchodziła jedynie w 31%  przypadków, gdy obserwatorów było aż pięciu " (Cialdini 1997: 128). 

Jeszcze mniej chętnych do zareagowania było gdy w grupie świadków zdarzenia podstawiono osobę, która zachowywała się całkowicie obojętnie - jakby nic się nie stało. W eksperymencie Darleya i Latané "75% samotnych świadków podejmowało interwencję, gdy zobaczyło dym wydzielający się spod drzwi sąsiedniego pokoju. Gdy świadków było troje, interwencję podejmowano jedynie w  38% przypadków. Liczba ta spadła do zaledwie 10%, kiedy w trzyosobowej grupie podstawiono dwie osoby poinstruowane, by zachowywać się "jak gdyby nigdy nic". W podobnym badaniu w Toronto (A. S. Ross, 1971), 90% samotnych świadków podejmowało interwencję wobec zaledwie 16% w sytuacji, kiedy z właściwym badanym przebywały dwie bierne, podstawione osoby" (Cialdini 1997: 128-129).

Kiedy pomagamy?    

Po pierwsze wtedy, gdy nie mamy wątpliwości, że pomoc jest niezbędna. Jest to pierwszy warunek udzielenia pomocy - prawidłowe zinterpretowanie sytuacji jako wymagającej udzielenia  pomocy. 

Ta prawidłowa definicja sytuacji pozwala na podjęcie działań pomocowych o ile nie wystąpią dwa, wspomniane wcześniej niekorzystne procesy: kumulacja ignorancji oraz rozproszenie odpowiedzialności. Trudno przełamać niewiedzę wielu, gdy nikt tak naprawdę nie jest w stanie powiedzieć co się dzieje, a brak reakcji innych staje się czytelną informacją, że sytuacja nie wymaga żadnej interwencji. Poza tym wzajemnym wprowadzeniem się w błąd na przeszkodzie udzieleniu pomocy może stanąć rozproszenie odpowiedzialności w grupie. Wówczas nawet gdy świadkowie rozumieją, że pomoc jest potrzebna - nie udzielają jej licząc, że zrobi to ktoś inny.

Prawidłowa interpretacja zdarzenia nie wystarczy. Aby nadeszła pomoc, ktoś z uczestników musi przyjąć odpowiedzialność za daną sytuację i podjąć stosowne działania. Ważne jest także, czy świadkowie w ogóle wiedzą jak udzielić pomocy lub do kogo zwrócić się po pomoc, by nie zaszkodzić potrzebującemu i jeszcze bardziej nie skomplikować sytuacji. 

Dla pomagającego gest udzielenia pomocy jest zazwyczaj nagradzający, ponieważ pozwala mu pozbyć się przykrego poczucia bezradności, jaki przeżywamy stając oko w oko z cudzym cierpieniem. Pomaganie stawia pomagającego po stronie ludzi aktywnych, podejmujących wyzwanie, przywracających ład świata, kontrolujących sytuację.  

Wszystko to dotyczy jednak sytuacji nagłych, gdy pomoc musi być udzielona natychmiast a efekt w postaci jej udzielenia sam w sobie jest natychmiastową gratyfikacją. Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku pomagania długofalowego, gdy w rozciągniętym w czasie procesie miesiącami lub latami potrzebne jest ciągłe wzbudzanie energii do udzielania pomocy.

Komu pomagamy?

W zależności od tego kim jest ofiara i jak bardzo podobna jest do potencjalnego pomocnika - może ona liczyć na większe lub mniejsze jego zaangażowanie. Pomagamy najczęściej podobnym do siebie. Owo podobieństwo może lokować się w obszarze naszych preferencji politycznych, postaw czy rozpoznania, że dana osoba należy do naszego świata (np. t tak jak my kolekcjonuje znaczki lub uprawia wspinaczkę). Liczne eksperymenty uliczne potwierdzają, że bardziej cenimy osoby dobrze ubrane, których wygląd wskazuje na wyższy status społeczny i gdy taka osoba np. upadnie na ulicy zazwyczaj bardzo szybko otrzymuje pomoc. 

Czy udzielając pomocy zawsze rzeczywiście pomagamy?

Nie chodzi tu tylko o to czy podejmując się pomagania przypadkiem niechcący komuś nie zaszkodzimy, ale o głębsze konsekwencje zawiązywania się relacji pomocowej. Prosząc o pomoc osoba w pewnym sensie przyznaje się do swojej niemocy lub niekompetencji. A więc ustawia się nieco niżej w hierarchicznej relacji pomagania. W konsekwencji proszenie o pomoc i koniczność uzyskiwania jej może wpływać na samoocenę proszącego, wywoływać w nim poczucie, że jest niezaradny, niesamodzielny lub zależny od innych. W takiej sytuacji ludzie często rezygnują z poproszenia o pomoc - wolą cierpieć w samotności niż przyznać się do własnej niemocy. Jeśli akt pomocy niesie zagrożenie dla samooceny tego, komu się pomaga - należy rozważyć jak go przeprowadzić aby nei wytrącać osobie resztek poczucia kontroli. 

Literautra

Darley, John M., Bibb Latané. (1968). Bystander intervention in emergencies: Diffusion of responsibility. "Journal of Personality and Social Psychology", vol. 8, s. 377–383.

Robert Cialdini (1997) Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, s. 125-130.

Popular Posts