Syndrom Sztokholmski

Syndrom Sztokholmski to jeden z bardziej tajemniczych i zaskakujących fenomenów w relacjach międzyludzkich. W psychologii społecznej nazywa się tak sytuację, gdy ofiara porwania czy napadu zaczyna odczuwać sympatię do swojego oprawcy, chętnie z nim współpracuje i udziela mu pomocy, a w skrajnych przypadkach nawet zakochuje się w nim (Symonds 1982). Jak opisuje to Dariusz Doliński: „zakładnicy, często okrutnie traktowani przez terrorystów, po odzyskaniu wolności niejednoskrotnie podejmują próby odszukania ich, odwiedzają ich w więzieniach, wycofują akty oskarżenia. Zdarza się, że ofiary prowadzą ze swymi prześladowcami ożywioną korespondencję, a czasem nawet wchodza z nimi w związki małżeńskie” (Doliński 2002).


Troje zakładników siedzących przy szafkach, po prawej napastnik okupujący bank 
(zdjęcie policyjne / PAP)

Nazwa syndromu została ukuta w związku z napadem na bank w Sztokholmie, do którego doszło 23 sierpnia 1973 r. Rankiem do siedziby Sveriges Kreditbanken wszedł mężczyzna, który sterroryzował obecnych strzelając na oślep z karabinu maszynowego, a następnie wziął jako zakładników czworo pracowników banku - trzy kobiety i jednego mężczyznę. Napastnikiem był 32-letni Jan-Erik Olsson kryminalista odbywający karę w więzieniu w Kalmar, wypuszczony na przepustkę za dobre sprawowanie. Mężczyzna zażądał od władz Szwecji wypuszczenia na wolność jego kolegi, Clarka Olofssona. Władze spełniły żądanie i wkrótce Olofsson dołaczył do okupującego bank Olssona. Wraz z zakladnikami zabarykadowali się w pomięszczeniu pełniącym rolę sejfu. Nieudane próby szturmu policji zakończyły się postrzeleniem kilku policjantów. Dramat przetrzymywanych zakładników trwał pięć dni i zakończył się odbiciem zakłdników przez policję i ujęciem przestępców dnia 28 sierpnia 1973.

Ku zaskoczeniu policji i obserwatorów po wyjściu na wolność zakładnicy nie tylko wyrażali sympatię wobec przestęcpów, którzy przetrzymywali ich przez kilka dni w niewoli, ale nawet stawali w ich obronie. W świetle niebezpieczeństwa oraz ryzyka poniesionego przez ofiary ich pozytywne uczucia wobec oprawców wydają się irracjonalne i zdecydowanie nieadekwatne. Spodziewalibyśmy się, że będą oni raczej żywić nienawiść lub co najmniej złość wobec oprawców. A jednak dzieje się zazwyczaj odwrotnie, a efekt stworzenia więzi z porywaczem pojawia się wystarczająco często w tego typu zdarzeniach by móc mówić o syndromie lub przewidywać jego wystapienie w specyficznych okolicznościach sytuacyjnych. Z danych odbić zakładników FBI wynika, że około 8% ofiar wykazuje cechy syndromu sztokholmskiego.

Syndrom sztokholmski jest stanem, w którym zakładnicy rozwijają sojusz psychologiczny ze swoimi porywaczami jako strategię przetrwania w niewoli. Składają się na niego „silne więzi emocjonalne, które rozwijają się między dwiema osobami, z których jedna okresowo prześladuje, bije, grozi, wykorzystuje lub zastrasza drugą” (Mackenzie 2003). Uczucia te wynikają z więzi między porywaczem a jeńcami podczas pełnego napięcia spędzania razem czasu w dużej bliskości i zależności od siebie.

Z naszego punktu widzenia intersujące jest jak wyjaśnić to zjawisko w perspektywie psychologii społecznej. Warto omówić ten problem odwołując się do psychologii poznawczej, a szczególnie do kategorii poznania społecznego (social cognition), czyli próbując odpowiedzieć sobie na pytanie: jak uczestnik sytuacji widzi świat? Jak postrzega rzeczywistość, w której uczestniczy? Co charakterystycznego pojawia się w sposobie postrzegania świata i rozumienia tego, co się dzieje u zakładnika?

Nawiasem mówiąc, ciekawe, że w poręcznikach psychologii syndrom sztokholmski omawiany jest prawie wyłącznie z punktu widzenia ofiary. Tak samo zresztą dzieje się w przypadku analiz syndromu maltretowanego współmałżonka, czy mentalności sambo. Nikt nie rozważa, czy syndromowi temu na równi podlegają sami oprawcy, czy oni także w jakiś sposób uzależniają się od swoich ofiar, czy podlegają sile nacisku wytworzonej między soba a ofiarą więzi? Czy relacja ta ma charakter zwrotny? Jest oczywiste, że pozycja obydwu stron w tym układzie jest odmienna, tak samo jak możliwości kontrolowania sytuacji, ale wydaje się, że więź ta ma charakter obopólny - o tym zaświadczałyby późniejsze związki, a nawet śluby pomiędzy pewnymi porywaczami i zakładnikami.  Tak więc pozostając w polu rozważań na temat ofiar hiperuległości spróbujmy się przyjrzeć temu co się dzieje w psychice zakładnika i jakie procesy poznawcze tu zachodzą.

Z całą pewnością w przypadku syndromu sztokholmskiego mamy do czynienia z kilkoma paradoksami poznawczymi. Pierwszy z nich polega na tym, że zakładnik nie widzi zagrożenia w osobie, która go więzi, ale w czynnikach zewnętrznych - na przykład w policji, służabch specjalnych czy podmiotach, które nie chcą dać okupu czy spełnić innych żądań terrorysty. To w zewnętrznym świecie lokuje się zło i niebezpieczeństwo a nie w bezpośredniej bliskości czy w samej osobie oprawcy. Czy zatem zakładnik nie jest w stanie adekwatnie ocenić swojej własnej sytuacji? Z pewnością widzi ją w sposób tendencyjny, bo poznawczo odcina się od negatywnych informacji. Kiedy podczas oblegania Groznego rosyjscy zakładnicy przetrzymywani byli przez Czeczenów - po uwolnieniu bardzo ciepło wyrażali się o Czeczanach a negatywnie o usiłujących ich odbić żołnerzach rosyjskich. Zakładniczki twierdziły, że Czeczeni „"nie usiłowali ich zabić, w przeciwieństwie do Rosjan", ignorując fakt, że pięciu rosyjskich zakładników zostało przez Czeczenów zabitych już w pierwszym dniu okupacji szpitala” (Schorr 1995 za: Doliński 2002). Mamy tu więc do czynienia ze szczególnym rodzajem ślepoty poznawczej. Pewnych rzeczy sie nie zauważa, pewne rzevczy bierze się w nawias. Wymazane z pola percepcji przestają „straszyć”, przeszkadzać w przetwarzaniu dalszych informacji, a to umożliwia radzenie sobie ze stresującą i wymagającą sytuacją. Być może ta szczególna ślepota poznawcza, mimo że jest świadectwem nieadekwatnego widzenia świata, stanowi jednak adekwatną reakcję poznawczą w tak trudnych okolicznościach i jest po prostu elementem strategii przetrwania?

Po drugie również obraz samego terrorysty w oczash zakładnika budowany jest na podstawie niezwykłego zawężenia percepcyjnego. Zakładnik kieruje swoją uwagę na pozytywne cechy terrorysty, a pomija poznawczo jego agresywne i negatywne zachowania. Podanie szklanki wody, urasta nagle do rangi wspaniałego gestu świadczącego o niezwykłych przymiotach przestępcy. W normalnych warunkach nie zwrócilibyśmy na to uwagi. Nie przyszłoby nam do głowy aby uznać kogoś za dobrego człowieka tylko dlatego, że pozwolił nam zaspokoić nasze naturalne potrzeby fizjologiczne (wydalania, snu, picia i jedzenia). Tu stają się dowodem pozytywnych cech terrorysty. Wielu zakładników w podobny sposób relacjonuje swoje doświadczenia bycia przetrzymywanym. Podkreślają, że oprawca był dobrym człowiekiem, bo pozwolił im się napić wody, podzielił się jedzeniem czy opatrzył rany. Tego rodzaju świadectwa, mogą dowodzić, że zakładnik ma bardzo zawężone pole percepcji, że z sytuacji, w której uczesntniczy wyraźnie wybiera pewne elementy, a inne poznawczo pomija. Nie jest to może nic nowego, bo wiemy przecież, że każdy podmiot poznający stosuje metody oszczędności poznawczej i oddziela treści istotne od nieistotnych - pomijając te drugie i eliminując je z pola swojej uwagi. Ale w przypadku syndromu sztokholmskiego ma to znaczenie, ponieważ wybierane są właśnie te cechy terrorysty, które stanowią później podstawę do budowania sympatii, lubienia i uważania go za osobę atrakcyjną interakcyjnie. 

Musimy też pamiętać, że wszystko to odbywa się w sytuacji silnego stresu i pobudzenia emocjonalnego związanego z sytuacją skrajnej niepewności oraz zagrożenia życia, co także sprzyja zawiązywaniu się więzi i budowaniu relacji. Zwłaszcza, że aktywizowany strach może być "mylony" i podmieniany poznawczo z innymi emocjami. To sprzyja zawiązywaniu się więzi pomiędzy uwięzionym a tym, kto go więzi. W efekcie intensywnych interakcji zakładnikowi bliższy staje się terrorysta i to jego perspektywę poznawczą przyjmuje, a nie policji czy służb, które miałyby wybawić go z opresji. W polu percepcyjnym ratownicy są nieobecni. Z tym wiąże się także wiele decyzji interakcyjnych, jakie na bieżąco musi podejmować uwięziony - na przykład czy współpracować z terrorystą, trzymać jego stronę i mu pomagać. Biorąc pod uwagę fakt, że uwięziony widzi zagrożenie raczej na zewnątrz a nie w samym terroryście, bardziej prawdopodobne jest, że bedzie kooperował z przestępcą, a ten fakt wpłynie na jego dasze interpretacje sytuacji i kolejne decyzje, ponieważ zaangażowanie „nakłania ludzi do jego usprawiedliwienia potrzebę usprawiedliwiania czynów, a te usprawiedliwiania, a te usprawiedliwienai zachęcaja do większego zaangażowania”(Cialdini 1996). Jak można przewidywać przetrzymywany chcąc zachować się konsekwentnie będzie aktywnie współpracował z terrorystą, co może jeszcze bardziej zacieśniać relacje między nimi.

Po trzecie wreszcie w bardzo szczególny sposób przebiega proces oceniania terrorysty przez zakładnika. Jak pamiętamy ocenianie może przebiegać trzema drogami: (1) jako oddolne integrowanie zdobywanych stopniowo danych cząstkowych; (2) jako odgórne wykorzystanie schematu i (3) jako proces tendencyjnego sprawdzania hipotez. Która z tych trzech dróg oceniania jest aktywizowana w sytuacji syndromu sztokholmskiego?

Z wypowiedzi i zachowań ofiar syndromu sztokholmskiego wynika bardzo jasno, że żadna z nich nie stosuje wobec terrorysty oceniania schematopochodnego, czyli automatycznego przerzucenia treści ewaluatywnych ze schematu na daną osobę. Oznacza to, że zakładnik nie może zastosować odgórnie schematu "przestępcy" czy "terrorysty" wobec osoby, która go przetrzymuje, że musi porzucić stereotypy i zacząć traktować przetrzymującą go osobę w sposób zindywidualizowany. Myślenie o oprawcy w kategoriach "pirata", "bandziora" czy "terrorysty" - a więc typów osób ocenianych zdecydowanie negatywnie - nie pozwoliłoby także zakładnikowi współpracować z nim. A zazwyczaj sytuacja w mniejszym lub wiekszym stopniu tego od niego wymaga. Syndrom rozwija się w sytuacjach gęstych interakcyjnie, w których wymuszony jest długotrwały bliski kontakt i współpraca. Jeśli zakładnik nie ma kontaktu z oprawcą - np. jest przez cały czas przetrzymywany w bagażniku samochodu - prawdopodobnie syndrom sztokholmski u niego nie wystapi.

Ale wrcając do oceniania schematopochodnego, ważnym warunkiem uruchomienia tej ścieżki formułowania ocen jest to, że: (1) sąd na temat danej osoby wydawany jest w pośpiechu, (2) że schemat jest dostepny pamięciowo i (3) niesie ze sobą wyrazistą ocenę i wreszcie - najważniejsze - (4) że losy osoby oceniającej nie zależą od osoby ocenianej. Ten ostatni punkt w przypadku zakładnika nie jest możliwy do spełnienia - jego losy zależą od ocenianego, co oznacza, że odgórne wykorzytsanie schematu nie wchodzi tutaj w grę. Co zatem wchodzi?

Wydaje się, że w najbardziej adekwatny sposób opisuje to proces tendencyjnego sprawdzania hipotez. Stawiamy błędną hipotezę na temat danej osoby - w tym wypadku terrorysty - i dostosowujemy swoje zachowanie do tej hipotezy, wymuszając jej potwierdzenie się. W trudnej i dramatycznej sytuacji proces oceniania będzie przebiegał właśnie tak. Zakładnik stawia hipotezę, że przetrzymujący go jest dobrym czlowiekiem, który w istocie nie chce mu zrobić krzywdy, a jedynie osiągnąć swoje (ważne) cele. Następnie zaczyna gromadzić materiał dowodowy - obserwuje zachowanie, gesty i słowa wypowiadane przez swego nadzorcę - i robi to tendencyjnie. Jego uwagę będą przykuwać informacje będące potwierdzeniem hipotezy, że "to dobry człowiek", który "nie chce nikogo skrzywdzić". Odbywa się to w kontekście próby nawiązania z terrorystą pozytywnej relacji, która zagwarantowałaby zakładnikowi przetrwanie i zwiększała jego szanse na przeżycie. Z całą pewnością ta tendencyjna aktywność poznawcza stanowi element strategii przetrwania. To wyjaśnia nam również dlaczego osoby uwięzione, będące zakładnikami stają się ofiarami syndromu sztokholmskiego. One muszą sobie poznawczo poradzić z sytuacją, w której się znalazły. A jedyną drogą zapewniania sobie bezpieczeństwa - nie tylko tego fizycznego ale również psychologicznego - jest właśnie traktowanie terrorysty jako dobrego człowieka, który nas nie skrzywdzi, czyli uruchomienie procesu tendencyjnego sprawdzania hipotez.

Źródła

Mackenzie, Ian K. 2003. The Stockholm Syndrome Revisited: Hostages, Relationships, Prediction, Control, and Psychological Science. Journal For Police Crisis Negotiations. 4: 5–21.

Symonds, M. 1982. Victim's responses to terror: Understanding and treatment [in:] F. M. Ochberg, D. A. Soskis (ed.) Victims of terrorism, Boulder Colorado: Westview, pp. 95-103.

Doliński, Dariusz. 2002. Hiperuległość [w:] Jednostka i społeczeństwo. Podejście psychologiczne. (red.) Maria Lewicka przy współpracy Janusza Grzelaka, Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, s. 103-116.

Klein, Christopher. 2019. Stockholm Syndrome: The True Story of Hostages Loyal to Their Captor. https://www.history.com/news/stockholm-syndrome, dostęp: 2020-04-16.

Cialdini, Robert. 1996. Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.

Na kanwie wydarzeń przy Placu Norrmalmstorg w Sztokholmie powstały dwa filmy fabularne.
[1] szwedzki film telewizyjny Norrmalmstorg z 2003 roku, w reżyserii Håkana Lindhé, luźno oparty na tych wydarzeniach oraz [2] amerykańska produkcja Stockholm z 2018 w reżyserii Roberta Budreau z Ethanem Hawke i Noomi Rapace w rolach głównych.

Popular Posts